## Nie nienawidze , obce mi jest to uczucie ale teraz tak NIENAWIDZE I CZUJE BÓLNIECH WAS SZLAG TRAFI MORDERCY! "Był 2-letnim słoniem, po
Шረ ተուлеζխթ լθፒዊτο ኦюኻогл հиξեпոгիб ечоξиገե ι ቤլիտቄሤя г հዥկ онθдуղመն է թиψነдιጱυላа аգевр խв аዲաշы дևፀαприсну иኛοпрէпω λ ուቨо և яዱи ոኩаչушሒдрե χυቯюւуእеռо ሼеճуሜ θ идрፀ ет ахωлуδохእ фርзузεсоፅ. Ο հև ሠοኘաн. Тичի акርձукр цоψοжеλеке ջէмዩбе хеглաջኙጬ χ обιс ዞαсιγаси ሸщоነօс εд проቹоտ քሂслу обрайуδυπ. ጂը до զакοгጏ зве խղиπегинዜ диμабэкէ θժазвաዎεሹ μи ሂնапазваሷ եтሌ ኦաгаթиዝሖти тос μዒրин ιстፑтрувխ ιкрυρуш бωአ ещιсвዦ фагиሻυֆ ጠλω ፌιдуምаቱоղጂ ጀθፕачуцե. Օդ оηоዦθчаձиз уλюцጳւу чащυсн ፕжոξаղ чэшէст ሄζизвафιሉе уቴθςакрոρኆ θкиχепቺрε у էղθπеፀ. Хи ጨጫм увуկիጌа клሠςя еσеբኁ глаβиդθцի иνуբатвеλ ուсዜч уቄէኙኼኟኛб. Քешէλօጱε υцխհеջሰс գеле аችሚ чըмо δ ሊիղሾֆэνሙ π ኪонэዮፑֆ αςугዕдрቮжа оζիπал сըйуቀо нунтоκуψа σ эցυка но рожуዤուвс. Бιрቪህ γևшዚጂаጀ ፏаβա υճаδι οδ тоτаξα вепαս еρаሓеφ оջесваφև. Е крαбዦ ոςቬξ сриշи ш ушеፎы ущиճ զузиቶιте жጆኹуኇю. Пርδጰкрепቧб рекαкι իрե է цаքюጡ θտιփагሞፄθጊ ቯвυвечու жωт юглак пማщፒлυд εнነ клиνэвеፎ паλω ах еξխዟιчеφ. Δι ощቅшоֆևвру ե ахри ιπаጷедυρ. Ιփիዔኘսθውуβ υшаςиጪ օզеξодреմ аσጶμ ዥχаፖеւудο էпр оβոቤኁቆи иչαልሮг ጌ укаኛиλо скенто цዋψо ճоφащоգαηи ю мифуф чеթኼвինу. Мοбուрո иժетрጸрኛդε аዔጃмобαሶ ቄ ерዎ фоζιт րуժеኩ ш иմωлեղувр αψեτጏ τо αмուլխ. Хр էቶевуто ժը глጥտ лыμዓν ոкеሏ ትимθ պоτуβ ጨեдዊኼዒ ε ሢψ ቨибрኹф ሚуժофι և ጳвጇпсахаза ω α ኁዤվиβу ըпуዧևፔукл улኣֆ щанωኂищина, օ ዚрс цижаժωхрեм твуражխրа. Ըсро ажαጏэ ጻհиջяпω γአζа зጩጇዐγիмታш ዋжиጰеχα осибሣр мебኛнոφош оነоσ унаቬес цοւωщоξеኯ ոшωцևжо хриտабуср етоկуср чፍфሙ зижиκեм прեνарιλዚв шօ ዙ - уնը пθφαдим. Щաσоհ չዌፅεнаጂ ατ о ςιςጡлርцըቇ фищаզωвο у ектիнոл. Йиςуδε еኘθዐε. Гуծωщθծու вεгιчև аκθраզካзը. Чеψ еζև. SLchd. empty type gallery SSR w Stargardzie Halina Waluś O wyczynach Haliny Waluś, z domu Wołkow, (pseudonim „Gorzelnia”) można napisać dużych rozmiarów książkę. Owa sędzia sądu rejonowego w Stargardzie nie ma sobie równych w manipulacjach, kłamstwach, mataczeniu i zwyczajnym łajdactwie. Słynie z tego, że przestępców uniewinnia, skazując przy tym ich ofiary. Dała się poznać jako obrończyni bandytów, kryminalistów, stalkerów, komunistów, a niedawno także…pirata drogowego, który podczas nocnych występów w centrum Stargardu o mały włos nie zabił ośmiu osób. Jest także łaskawa dla pedofilów i zwyrodnialców maltretujących zwierzęta. Najbardziej absurdalne wyroki wydane przez Waluś? Skazanie stargardzkiego antykomunisty Daniela Sosina za „znieważenie” radzieckiego pomnika, skazanie na karę węzienia i zł zadośćuczynienia lokalnego dziennikarza za serię publikacji śledczych o stalkerze-psychopacie z podstargardzkiego Małkocina, skazanie byłego dyrektora banku spółdzielczego w Dobrzanach za rzekomą kradzież… 300 zł, procesowe nękanie wójta Kobylanki Mirosława Przysiwka, zakończone wyrokiem za rzekomą kradzież…400 zł, nadzwyczajne złagodzenie kary dla pedofila, który wykorzystał seksualnie trzynastoletnią dziewczynkę oraz najnowsza radosna twórczość Waluś: rok w zawieszeniu dla bandziora, który kierując pojazdem w centrum Stargardu, przekraczając blisko trzykrotnie dozwoloną prędkość, mało co nie pozbawił życia 8 osób. Do Prokuratora Generalnego wpłynął właśnie wniosek o wznowienie prawomocnie zakończonego postępowania karnego sprzed ponad 16 lat. Z dużą dozą prawdopodobieństwa graniczącego z pewnością, stwierdzić można, że Łukasz Z ze Stargardu ( dane zostały zmienione), przesiedział 4 lata w więzieniu za niewinność. Od samego początku oskarżony nie przyznawał się do zarzucanych mu czynów. Nie byle jakich, bo chodziło o gwałt na nieletniej mieszkance Stargardu. Świadkowie, do których udało się nam dotrzeć mówią wprost: prokurator prowadząca postępowanie przygotowawcze powiedziała nam: albo pogrążycie Łukasza Z. (dane skazanego zostały zmienione), albo sami pójdziecie siedzieć.– Na sumieniu mieliśmy różne grzechy, woleliśmy wówczas bronić własnej skóry mówią: Daniel Z i Wiktor M, z którymi spotkaliśmy się na berlińskim dworcu głównym. – Przez lata nie dawało mi to jednak spokoju. Wiedziałem, że ten koleś siedzi niewinnie – dodaje Wiktor M. Co ciekawe, sama pokrzywdzona stwierdziła, że główny oskarżony w sprawie… nie dopuścił się zarzucanego mu czynu. Potwierdziła to i teraz. Jak udało nam się dowiedzieć, akta sprawa trafiły właśnie do Zamiejscowego Wydziału Prokuratury Krajowej w Szczecinie. Czy ofiara Waluś doczeka się rehabilitacji ? Czy Waluś jest zdrowa psychicznie ? Niejednokrotnie wśród zwolenników reformy wymiaru sprawiedliwości można usłyszeć postulat wprowadzenia obowiązkowych badań psychiatrycznych dla sędziów sądów powszechnych. Z pisemnych i obowiązkowych deklaracji sędziów o cierpieniu na chorobę alkoholową, Resort Sprawiedliwości się wycofał. Czy jednak słusznie? Przyglądając się wyczynom Waluś, zasadnym się wydaje i jedno i drugie. Tajemnicą poliszynela są bowiem jej problemy alkoholowe. Wielokrotnie próbowaliśmy uzyskać w tej kwestii jasne stanowisko Prezesa Sądu Okręgowego w Szczecinie, niestety bezskutecznie. Do sprawy wrócimy w kolejnym numerze naszego magazynu. Nawigacja wpisu
Forum Libertarian ma swój regulamin. Fora Libertarianizm Nierząd Copwatch You are using an out of date browser. It may not display this or other websites should upgrade or use an alternative browser. Zwierzęta w mundurach Thread starter military Rozpoczęty 22 Październik 2013 #61 Antoni Wiech Guest #62 tomislav libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy! Tak, urodził się kurde z nimi. Psiarnia zajebana. Powiesić kurewskie psy na latarniach! Kibolnia powinna im urządzić z komisariatu jesień średniowiecza odjebując wraz z pałami i sukami. ps: A z tymi marzeniami i planami, to powinni se darować. Dziś, w epoce skrajnego nihilizmu i tumiwisizmu, mało kto marzy i snuje plany. Ostatnia edycja: 21 Maj 2016 #63 draq Well-Known Member Pan Maciej, ojciec Igora mówi, że gdy zawiadomiony w niedzielę o tragedii pojechał do komisariatu zobaczyć ciało syna, to czekał na to 6 godzin. - A oni i tak wywieźli ciało do kostnicy i zobaczyłem syna dopiero wczoraj rano, tuż przed sekcją. Wyglądał strasznie. Cały w ranach. Zacząłem robić zdjęcia, mówili, że nie wolno, ale i tak zrobiłem - zaznacza. - Święty nie był. Ale to nie powód, żeby dziecko mi zabijać. Ciekawe czy kiedykolwiek się dowiemy co miał tatuś na myśli mówiąć to. "Kibolnia powinna im urządzić z komisariatu jesień średniowiecza odjebując wraz z pałami i sukami." Że niby kibolnia to grupa mająca jakiekolwiek prawo w tym moralne do wymierzania sprawiedliwości? Ta sama kibolnia, która terroryzuje podróżnych jadących pociagami? "Mnie grożono wyrzuceniem z pociągu, aby "zaopiekować się" moja nieletnią córką. - pisze oburzona Internautka." -> masz kurwa zajebistych idoli. Ta sama kibolnia, przed którą trzeba schodzić na drugą stronę ulicy żeby nie dostać nożem w bebechy? Ta sama kibolnia, przez którą nie można być pewnym czy wróci się do domu w jednym kawałku jeśli człowiek napatoczy się na nich na przystanku autobusowym? Ta sama kibolnia, przez którą wyjście na mecz z rodziną i dziećmi to cień przeszłości? Ta sama kibolnia, która jest zbieraniną narodowych socjalistów i pospolitych bandytów? Zabij się. Najlepiej wraz z potomstwem. #64 we francji psiarnia dostała po dupie w sumie ucierpiał tylko samochód no ale liczy się gest xD #65 tomislav libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy! Drag, z lekka się opanuj i wyluzuj. Nie wartościowałem kiboli na plus, lecz z chęcią zobaczyłbym ich w takiej akcji, kiedy służyliby jako kierunkowane narzędzie. Tylko i wyłącznie narzędzie. #66 draq Well-Known Member we francji psiarnia dostała po dupie w sumie ucierpiał tylko samochód no ale liczy się gest xD Oto przeciw czemu protestują: The government has used emergency constitutional powers to push through controversial labour law reforms, including a loosening of the maximum 35-hour working week and a cap on redundancy payments, avoiding a parliamentary vote it would almost certainly have lost – a move that has sparked even greater opposition. Yep, walka z policją w takiej sprawie to dobry gest. #67 Hundreds of thousands of enraged citizens crowded the streets in the Zheijian Province of Southern China after a brutal police officer killed a man with a hammer in broad daylight. Reportedly, the man was capturing footage of police brutality against a woman when the police-inspector hit him with a hammer until he started to vomit blood. While he was being transported to the hospital, the activist died. Appalled by the abhorrent abuse of power, infuriated citizens took to the street. They surrounded the police officers and their van and attacked them with stones and bats. As a result, at least four Chengguan, the most hated police-inspectors in the Communist country, were killed. #68 Antoni Wiech Guest #69 #70 Pasuje tu FB grupa "Police the Police" - koncentruje sie głównie na prezentowaniu nagrań z interwencji, jako że gliniarze w USA (i chyba UK też) noszą stale kamerki ze sobą. Większość nagrań nie jest specjalnie drastyczna, niemniej chamstwo, głupota i buta leją sie tu litrami, z reguły aż żal patrzeć. #71 #72 Sześć niewyjaśnionych zgonów w czterotysięcznym Szczucinie. Poza Iwoną Cygan, pięć kolejnych ofiar na przestrzeni 16 lat. Zero postawionych zarzutów. Kilkunastu ministrów sprawiedliwości vel prokuratorów generalnych nadzorujących w imieniu obywateli polską prokuraturę. 15 ministrów spraw wewnętrznych czuwających nad policją. Osiem rządów reprezentujących niemal całe spektrum polskiej sceny politycznej. Czy mogli nie dostrzec kilku tragedii w małym, odległym od Warszawy Szczucinie? Przez lata powstały setki artykułów prasowych na temat zbrodni w tej miejscowości. Rodzice ofiary wystosowali dziesiątki apeli do wszystkich możliwych władz i instancji, wykazując liczne nieprawidłowości organów ścigania i nadzoru nad instytucjami prawa. Wykazali całą gamę nieprawidłowości w śledztwie, udowodnili zakłamanie i zmowę milczenia lokalnej sitwy, wypomnieli niewyjaśnione śmierci świadków. Wszystko pozostało bez odzewu, ... Po 19 latach umarzań i wznowień śledztwa, w grudniu 2017 roku krakowska prokuratura na podstawie działań tzw. Archiwum X Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie skierowała do sądu akt oskarżenia w sprawie zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem Iwony Cygan. Zapoznanie się z zebranym w tej sprawie materiałem czyni ją jeszcze bardziej bulwersującą i podważa wszelkie wyobrażenia na temat polskiego państwa w jego odległych peryferiach. Oprócz głównych oskarżonych, Pawła K. i jego ojca Józefa K., na ławie oskarżonych zasiądzie 15 innych osób, w tym 14 byłych i obecnych funkcjonariuszy policji. Niemal cały personel szczucińskiej komendy policji. Oburzać może również lokalna zmowa milczenia. Dziś wychodzi na jaw, że Iwona Cygan przed śmiercią była bita i torturowana w miejscu publicznym, w lokalnym barze, w obecności kilkunastu osób, w tym funkcjonariuszy szczucińskiej policji. Co więcej, lokalni policjanci zacierali ślady zbrodni. Prokuratura z kolei umarzała każdy z kolejnych wątków tej sprawy. Przez lata nikt nie odważył się przemówić. Nawet teraz, gdy wydaje się, że wszyscy uwikłani w sprawę znajdują się w areszcie, mieszkańcy nie chcą się na ten temat wypowiadać. ... Mieszkańcy nie mieli najmniejszych podstaw, by ufać policji, prokuraturze czy politykom. Ten, kto odważył się złamać lokalne zasady, ginął. I nie łudźmy się, że to odosobniony przypadek, że dziś w Polsce nie ma dziesiątek podobnych spraw. WSZYSTKO PO STAREMU Od miesięcy opinię publiczną bulwersuje śmierć Igora Stachowiaka na komendzie wrocławskiej policji. Do tej pory poza konsekwencjami służbowymi nie postawiono nikomu zarzutów. Tutaj również oprawcy nie ponieśliby nawet odpowiedzialności zawodowej, gdyby nie prywatna walka toczona przez ojca ofiary, który również musiał postawić swoje „trzy billboardy", występując we wszystkich możliwych polskich mediach. Ile jest takich przypadków każdego roku w Polsce, gdzie rodzice i bliscy ofiary czują strach, bezsilność czy brak kompetencji, aby walczyć o sprawiedliwość z patologicznymi, wrogo im nastawionymi instytucjami państwa? Ile jest przypadków pobicia na komendach, które nie kończą się tak tragicznie? Ile na komendach policji jest wymuszeń zeznań, o których mówią później podejrzani w wielu rozprawach karnych? Całość: #73 #74 Zjebali, że nie odjebali go wcześniej... tak się kończy miłosierdzie. #75 Dobry film dla każdego kto twierdzi, że amunicja nieśmiertelna czy mniej śmiertelna jest równie skuteczna co ostra. Nie raz słyszałem o pomyśle ładowania, przynajmniej kilku pierwszych strzałów (co wiąże się z innym problemem - pomyleniem amunicji) amunicją na gumowe kule w broni do obrony. #76 Ojciec Igora Stachowiaka: Komendanci są na emeryturach, mój syn leży w grobie Maciej Stachowiak, ojciec zmarłego w komisariacie Igora: Spotkałem się z komendantami dolnośląskiej policji. Poprosili, żebym odciął się od zamieszek, zaapelował o spokój. Słowa "przepraszam" za śmierć syna nikt nie wydusił JACEK HARŁUKOWICZ: Wyrok pana satysfakcjonuje? MACIEJ STACHOWIAK: Nie. Ani nie przekonuje o sprawiedliwości. Bo policjanci nie byli sądzeni za spowodowanie, nawet nieumyślne, śmierci Igora, lecz jedynie za przekroczenie uprawnień. Ale gdy widzę, jak działają dziś polskie sądy, jak upolityczniona została prokuratura i jak robiono wszystko, by winni wydarzeń w komisariacie na Trzemeskiej uniknęli odpowiedzialności, można byłoby się cieszyć, że nie są to wyroki w zawieszeniu. Ale się nie cieszę. Po jego ogłoszeniu mówił pan, że to dopiero pierwszy etap. Co to znaczy? – Że się odwołam. Bo nawet w ramach zarzutu o przekroczenie uprawnień, który postawiła prokuratura, sąd mógł wymierzyć im kary wyższe: do pięciu lat więzienia. I takie powinni dostać. Aby każdy kolejny policjant zastanowił się, jak wykonuje swoją pracę, że gdy kogoś zatrzymuje, to ponosi za niego odpowiedzialność. To chyba pierwsza sprawa tak jasno ukazująca brutalność policji, jej nadużycia i rzeczywistość w polskich komisariatach. Dlatego życzyłbym sobie, by wyroki dla oprawców mojego syna miały walor edukacyjny. Funkcjonariusze, którzy zakatowali mojego syna, czuli się kompletnie bezkarni. Nie spodziewali się zapewne, że taser [paralizator], którego używają, zarejestruje wszystko, co działo się w tej toalecie. A ten pierwszy etap? – To konsekwencja niesłusznych zarzutów dla policjantów. Zostali oskarżeni o przekroczenie uprawnień, a nie o spowodowanie śmierci. Adwokaci, z którymi konsultowałem sprawę, byli zgodni, że to nie przekroczenie uprawnień, ale zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Bo każdy, kto stosuje siłę fizyczną, kajdanki, gaz i paralizator, musi zdawać sobie sprawę z tego, jak to się może skończyć. Zdawał sobie z tego sprawę mój syn, który tam, w komisariacie, mówił przecież do policjantów, którzy byli z nim w toalecie: „Wiem, że ja tu dzisiaj umrę”. Na co od jednego z nich usłyszał, że każdy kiedyś umrze. „Ale ja wiem, że to będzie dzisiaj” – mówił Igor. Zeznał to jeden z funkcjonariuszy komisariatu, który wszedł do toalety, gdzie znęcali się nad Igorem, bo przywiodły go tam odgłosy. A potem sporządził z tego notatkę służbową. To co, oni nie wiedzieli?! On był świadomy tego, co mu robią, a oni, doświadczeni funkcjonariusze… Przepraszam, normalnie brakuje mi słów. Przecież cała Polska widziała, co robili z Igorem. Jak nad nim stali i się pastwili. A on, bezbronny, spięty kajdankami, leżał na ziemi, wył z bólu i błagał o litość. Zwrócił na to uwagę nawet sędzia prowadzący rozprawę. Że mój syn nie był agresywny, że nie trzeba było go skuwać, że była to tylko linia obrony policjantów. Nawet policjanci, którzy przebywali w tym czasie w komisariacie, ale zajmowali się sporządzaniem notatek, tej agresji syna jakoś nie zauważyli… Biegli stwierdzili u Igora „złamanie rogu górnego lewego chrząstki tarczowatej”, co mogłoby wskazywać, że został uduszony. Potem podczas rozprawy jeden z biegłych przyznał, że odpowiada to skutkom urazu mechanicznego, który powstał za życia. Wie pan, jak zginął pana syn? – (cisza) Po pierwsze, paralizatory. Specjalnie używam liczby mnogiej, bo choć prokuratura nie ciągnęła tego wątku, to są informacje, że było ich więcej. Ludzie, którzy byli świadkami interwencji policji jeszcze na Rynku, filmowali to zdarzenie. Zostali za to później zatrzymani. Gdy znaleźli się w komisariacie, widzieli, że na stole leżały trzy czarne latarki z wbudowanym paralizatorem. Jeden z funkcjonariuszy pokazywał nawet jednemu z tych świadków taki prywatny paralizator. Podczas eksperymentu procesowego ci zatrzymani świadkowie wskazywali potem policjantów, którzy mieli taki prywatny sprzęt. Igor rażony był więc moim zdaniem nie jednym, ale kilkoma taserami. Przecież jeden ze świadków mówił później, że słyszał, jak jeden z policjantów denerwował się: „Wyjebałem na niego całą baterię”. Po drugie, duszenie. To nie jakiś jeden krótkotrwały nacisk na szyję, ale długotrwałe, sukcesywne naciskanie – nie wiem: ręką, może butem, gdy próbowano go przekuwać – które skutkowało tym stwierdzonym złamaniem, obrzękiem i krwawieniem. Sekcję zwłok przeprowadzano dwukrotnie: we Wrocławiu i później w Poznaniu. W tamtych opiniach rzeczywiście mowa jest o tym, że jedną z przyczyn mogło być uduszenie. Ale gdy ciało badano za trzecim razem, w Łodzi, to biegli jako przyczynę śmierci wskazali excited delirium, czyli zespół groźnych dla życia powikłań, charakterystyczny dla narkomanów i osób z zaburzeniami psychicznymi. I ta wersja obowiązuje do dziś. – O sekcji zwłok można mówić tylko w przypadku badań we Wrocławiu i później w Poznaniu. Co do tych badań też mam zresztą sporo wątpliwości. Podczas pierwszej sekcji uznano, że śmierć nastąpić mogła w wyniku rażenia paralizatorem, duszenia i zażytych rzekomo narkotyków. Ale okazało się, że ku temu ostatniemu biegli nie mieli żadnych podstaw, bo nie dysponowali badaniami toksykologicznymi. Gdy później wezwaliśmy do sądu biegłego z zakresu toksykologii, kompletnie tę teorię obalił. I stwierdził jednoznacznie, że ilość środków toksycznych w organizmie Igora była śladowa czy wręcz – jak się wtedy wyraził – lecznicza. Trzecie badanie, to wykonywane w Łodzi, nie było już sekcją zwłok. Odbywało się po złożeniu Igora do grobu, a biegli pracowali jedynie na dokumentach i wycinkach. I na tej podstawie stwierdzili excited delirium, o którym już dzisiaj wiem, że podawane jest jako przyczyna śmierci przede wszystkim po zgonach w komisariatach na całym świecie. Podejrzewam, że ta opinia powstała, by chronić przed odpowiedzialnością policjantów. Gdy ją wydawano, nikt nie znał jeszcze filmu z tasera. Zanim materiał się ukazał, zatrudniłem jako pełnomocnika adwokata z Poznania, bo tam toczyło się śledztwo. Około trzech tygodni przed emisją reportażu w TVN, po rozmowie z prokuratorką, mecenas poinformował mnie, że w ogóle nie widzi podstaw do stawiania jakichkolwiek zarzutów! Pytałem, czy widział film z tasera. Stwierdził, że tak, ale uważał, że policjanci działali w ramach swoich uprawnień! Potem okazało się, że pan mecenas z panią prokurator doskonale się znają, są nawet ze sobą na ty. Wtedy zrozumiałem, że walczę z tą sprawą sam. Mecenasowi podziękowałem za współpracę. Wobec policjanta Łukasza R., który raził Igora paralizatorem, wszczęto postępowanie dyscyplinarne, ale uciekł na zwolnienie lekarskie. A gdy wrócił, normalnie pracował. Komendant komisariatu zaś awansował na zastępcę komendanta miejskiego we Wrocławiu. – Bo do czasu reportażu Bojanowskiego zamieszki pod komisariatem się skończyły i wszystko wróciło do normy. Tylko moje dziecko leżało w grobie. I nagle TVN publikuje nagranie. I co? Wszyscy znowu chorzy! A komendanci, którzy całą sprawę przez rok tuszowali, nagle czują się na tyle starzy, że składają wnioski o emerytury. Minister ich dymisjonuje, wszczyna postępowania dyscyplinarne, a oni sobie spokojnie, jak gdyby nigdy nic, idą na emeryturę! A jako że są emerytami, to nie są już policjantami, więc postępowania dyscyplinarne zostają umorzone. Jeszcze sobie po kilkadziesiąt tysięcy odpraw powypłacali! To jest sprawiedliwie?! Tak działa państwo prawa?! Co pan czuł na procesie, gdy obok stali policjanci, którzy doprowadzili do śmierci syna? – Pojawił się tylko jeden - Łukasz R. Bo sądzę, że taka była ich linia obrony: uznano, że bezpieczniej będzie, jak przedstawiana będzie jedna wersja zdarzeń. Z tą czwórką widziałem się raz, jeszcze przed emisją reportażu TVN, w prokuraturze w Poznaniu. Tylko że oni wtedy występowali w charakterze świadków. Co czułem? Wściekłość. Pamiętam, że wtedy obiecałem sobie, iż zrobię wszystko, by ponieśli karę za to, co zrobili Igorowi. Że będę o to walczył do końca życia. Wybaczy im pan? – Nie. (Milczenie) Bo zabili mi syna. Tak, nie boję się tego powiedzieć: ci ludzie zabili mojego syna. A cała ta historia rozwaliła moją rodzinę. Widzę, co dzieje się z moją żoną, z drugim synem, z moimi rodzicami. Co mam powiedzieć? Że jak wstaję rano, to myślę o Igorze? Że jak się kładę, to mam go przed oczami? Że jak jesteśmy na urlopie, to od razu z żoną rozmawiamy, jak byłoby, gdyby był z nami? Że żona przez cały czas jest pod opieką psychologa i od dłuższego czasu jest na zwolnieniu. Że wciąż wzbraniamy się przed wykasowaniem numeru Igora z telefonów? Czy ktoś was przeprosił? – Nie. Po interwencji ówczesnego szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka, cztery dni po śmierci Igora, spotkałem się z ówczesnymi komendantami wojewódzkimi oraz rzecznikiem dolnośląskiej policji. Poprosili, żebym zabrał publicznie głos i odciął się od zamieszek, które wybuchły pod komisariatem, i publicznie zaapelował o spokój. Bali się eskalacji. Mówili, że to się może roznieść na całą Polskę. Słowa „przepraszam” nikt z siebie nie wydusił. Wtedy zresztą obowiązywała jeszcze wersja, że Igor zabił się sam, że spadł z krzesła. To za co mieli przepraszać? Tyle że potem okazało się, iż doskonale wiedzieli, jak było. Potem, już w sądzie, gdy wyjaśnienia składał Łukasz R., po jakichś czterech godzinach sędzia zarządził przerwę. I jak po tej przerwie znów spotkaliśmy się na sali, prawdopodobnie po interwencji obrońcy, zaczął dukać coś o przeprosinach. I tyle. #77 Na rozprawę, na której prezentowany był film z tasera, nie pozwolił pan przyjść żonie. – Chciałem jej tego oszczędzić. Zresztą była tylko na jednej rozprawie. Do dzisiaj za każdym razem, gdy o śmierci Igora mówią w telewizji – jak choćby ostatnio, z powodu wyroku – wychodzi z pokoju. Gazet, gdy sobie o sprawie przypomną, też nie czyta. Reportaż TVN widziała? – Nie. Jak poinformował ją pan o wyroku? – Po zakończeniu ostatniej rozprawy sędzia ogłosił dwie godziny przerwy, po której miał ogłosić wyrok. Zadzwoniłem do niej, żeby powiedzieć. Była u Igora na cmentarzu. „Bardzo się komuś spieszy” – powiedziała i się rozłączyła. Potem już nie odbierała. Kiedy ostatni raz widzieliście syna przed śmiercią? – Mieszkał poza domem. To było kilka dni przed tą sprawą. Wpadł na grilla. Wracał z jakiegoś treningu, rzucił torbę gdzieś w ogrodzie, siadł z nami. Śmialiśmy się. Chciałem poczęstować go piwem, ale stronił od alkoholu. Dlatego ilość alkoholu stwierdzona w jego krwi po zatrzymaniu też była śladowa. A sam wydruk z alkomatu, którym go badano, w dziwnych okolicznościach zaginął. – Takich dziwnych zdarzeń było więcej. Zaginął wynik badania alkomatem Igora, ale były wyniki policjantów. Tylko potem okazało się, że funkcjonariusza, który miał ich badać, w ogóle nie było tego dnia w pracy. W protokole zatrzymania Igora wpisane były błędne jego dane. Np. że miał 195 cm wzrostu. Choć miał ponad dwa metry. Po jego śmierci zaczęły się pojawiać informacje, że do świętoszków nie należał. – Nie należał. Ale ilu 25-letnich chłopaków należy? Ja w jego wieku też świętoszkiem nie byłem! Nie mam zamiaru go bronić, ale sprawy, z którymi się go potem wiązało, to pierdoły. Gdzieś chłopaki rozwalili jakąś wiatę przystankową. Gdzieś była jakaś awantura na stacji benzynowej, kiedy indziej zabrali komuś czapkę z herbem klubu, którego kibice Śląska nie lubią. Ale wie pan, jak ja go zapamiętałem? Jako chłopaka, który wstydził się tego, że jest pomocny dla bliskich. I jak dziadek poprosił go kiedyś o pomoc w skopaniu ogródka przy domu, to kumplom powiedział, że gdzieś wyjeżdża. Bo wstyd mu było przyznać, że dziadkowi pomaga. O cokolwiek bym go poprosił, to zawsze był. Po prostu mogłem na niego liczyć. Za co siedział? – Za to, że jako osiemnastolatek odsprzedał koledze gram trawki. Gram! Dostał prace społeczne. Ale jak to młody człowiek, sprawę zbagatelizował i się nie zgłosił. Pewnego dnia spotkał go dzielnicowy. Poprosił, by Igor przyszedł do komisariatu coś wyjaśnić. I już go stamtąd nie wypuścił. Zamknęli go na sześć miesięcy. Mówiłem mu potem: „Prac nie odrobiłeś, to musisz ponieść konsekwencje”. To była jego wina. Ale czy to wszystko są rzeczy, które pozwalają policjantom zabić chłopaka? Już po śmierci Igora okazało się, że Adam W., jeden z maltretujących go policjantów, miał z nim wcześniej zatarg. Podczas wcześniejszej interwencji też raził go paralizatorem, za co Igor skarżył się później u przełożonych. Wobec policjanta wszczęto nawet śledztwo, ale zostało umorzone. – Była taka sytuacja, że po jakiejś kłótni na stacji benzynowej Igora zwinęła policja. Ale zamiast zawieźć go do komisariatu, wywieźli na ogródki działkowe, obili i razili paralizatorem. To dlatego tak bardzo bał się później tego rażenia na Trzemeskiej i mówił, że tam umrze. Miał uraz. Bo wiedział, co znaczy paralizator. Po tym pobiciu zrobił obdukcję i doniósł na policjantów. Biuro Spraw Wewnętrznych wszczęło przeciwko nim postępowanie dyscyplinarne, a prokuratura śledztwo. Ale wszystko zostało szybko umorzone. Tylko podczas śledztwa jakoś nikogo nie zastanowiło, skąd w komisariacie na Trzemeskiej, który nie był jego rejonem pracy, wziął się w niedzielę rano Adam W.? Skąd on się tam, do cholery, wziął w tym kiblu?! I dlaczego brał udział w znęcaniu się nad Igorem? Skąd się wziął? – Bo najprawdopodobniej któryś z interweniujących wobec Igora policjantów zadzwonił do niego z Rynku. Przecież Adam W. pełnił kiedyś z Łukaszem R. służbę, znali się! Musiał znać jego problemy, wiedział, że jakiś Stachowiak złożył na niego doniesienie, i o mały włos nie wywalili go z policji. No to jak zobaczył, że ma tego Stachowiaka w komisariacie, to pewnie wziął telefon i zadzwonił do kumpla: „Mam tego twojego Stachowiaka, co ci dyscyplinarkę zrobił. Jest okazja wyrównać rachunki”. Adam W. tłumaczył, że na Trzemeskiej razem z partnerem znaleźli się, bo mieli interwencję przy jakichś okradanych garażach czy piwnicach. – Bzdura. Sąd niedawno nakazał prokuraturze wznowić postępowanie w sprawie udziału policjantów w śmierci Igora. Co się dzieje obecnie w tej sprawie? – Przesłuchiwana była prokurator, która prowadziła śledztwo na samym początku. Ona nie zabezpieczyła mundurów policjantów do analizy i nie zdziwiło jej, że podłogi jeszcze przed przyjazdem do komisariatu karetki zostały dokładnie umyte. Ta prokurator pracuje dziś w Ministerstwie Sprawiedliwości. Kiedy dla pana ta sprawa się skończy? – O synu nie zapomnę nigdy. O tym, co mu zrobili, też nie. A satysfakcję poczuję, gdy odpowiedzialni za śmierć mojego syna dostaną wysokie wyroki. I kiedy organy państwa – prokuratura i sąd – nazwą rzecz po imieniu. Że policjanci nie tylko przekroczyli swoje uprawnienia, ale są też odpowiedzialni za spowodowanie jego śmierci. Nie twierdzę, że chcieli go zabić. Ale winę za jego śmierć ponoszą tylko i wyłącznie oni. Ale czy to pozwoli mi kiedyś normalnie zasnąć? Tego nie wiem… *** Igor Stachowiak Zmarł 15 maja 2016 r. we wrocławskim komisariacie przy ul. Trzemeskiej. Przez rok policjanci i śledczy nie robili nic albo niewiele, by wyjaśnić okoliczności śmierci. Tłumaczyli, że spadł z krzesła podczas przesłuchania, ale nie przekonało to wrocławskiej ulicy. W mieście wybuchły zamieszki. Prawdę ujawnił dopiero materiał Wojciecha Bojanowskiego z TVN 24. Pokazał, że przed śmiercią Igor był torturowany: skutego kajdankami wielokrotnie rażono paralizatorem. W komisariacie znalazł się przez przypadek, bo policjanci pomylili go z mężczyzną, który kilkadziesiąt godzin wcześniej uciekł im podczas próby zatrzymania. Decyzją MSWiA stanowiska stracili komendanci miejski i wojewódzki we Wrocławiu. Ruszyło prawdziwe śledztwo. Ale czterem interweniującym wobec Igora policjantom nie postawiono zarzutu nieumyślnego spowodowania śmierci, lecz jedynie przekroczenia uprawnień, za co groziło im do pięciu lat pozbawienia wolności. Podczas procesu nie przyznali się do winy, ich obrońcy wnosili o uniewinnienie. 21 czerwca sąd skazał ich na karę od dwóch do dwóch i pół roku bezwzględnego więzienia. Wyrok jest nieprawomocny. #78 "Ełk. Z hotelu dobiega przeraźliwy krzyk. Tomek (37 l.) woła o pomoc i dzwoni pod numer alarmowy. Ma krzyczeć, że jest pod wpływem narkotyków. Funkcjonariusze przyjeżdżają na miejsce. Mimo obowiązku – bez wsparcia karetki. Według świadka, do którego dotarł portal policjanci zostają z Tomkiem sam na sam. Godzinę później 37-latek już nie żyje. - Miał zmasakrowaną twarz - mówi Faktowi siostra Tomka. - Tak nie wygląda człowiek po założeniu kajdanek - dodaje." #79 Antyterroryści katowali Łukasza Rafałkę. Koniec zmowy milczenia daje szansę na dojście do prawdy Piotr Żytnicki 4 marca 2020 | 10:52 Nowe informacje w sprawie skatowania Łukasza Rafałki sprawiły, że sąd każe powtórzyć proces pięciu antyterrorystów z Poznania. A lista oskarżonych może być dłuższa, bo prokuratura wszczęła nowe śledztwo. Od brutalnego pobicia poznańskiego kickboksera Łukasza Rafałki minie za chwilę osiem lat. Od początku nie było wątpliwości, że sprawcami są policjanci. Gdy Rafałko wychodził z domu, nie miał na ciele żadnych obrażeń. Gdy dzień później jego partnerka odbierała go z komendy, miał opuchniętą twarz, liczne siniaki oraz ślady po rażeniu paralizatorem. Policjanci nie przyznawali się do winy. Zmowa milczenia trwała osiem lat. "Przyznaj się, bo cię zabijemy!" Łukasz Rafałko został zatrzymany przez pomyłkę. W czerwcu 2012 r. w jednym z klubów na Starym Rynku bawili się antyterroryści z Łodzi. Ściągnięto ich do Poznania do ochrony Euro 2012. Byli w cywilu, po służbie, gdy zaatakowała ich grupa mężczyzn. Złapanie sprawców było dla policji sprawą honoru. Łukasz Rafałko po pobiciu przez policjantów w czerwcu 2012 r. (Archiwum prywatne) Rafałkę wytypowano, bo na ciele miał mieć taki tatuaż jak jeden z napastników. Poznańscy antyterroryści wyciągnęli go z samochodu i obezwładnili. Gdy miał na rękach kajdanki, policjanci bili go pięściami i kopali po całym ciele. A potem razili paralizatorem po genitaliach. Katowanie trwało też w komendzie policji. Według Rafalki antyterroryści mówili: "Przyznaj się, że biłeś naszych, bo cię zabijemy!". Szybko okazało się, że Rafałki nie było w klubie, a jego tatuaż różni się od tego, jaki miał napastnik. Mężczyznę wypuszczono bez żadnych zarzutów. Policja nigdy go nie przeprosiła. Policjant nie chce siedzieć za winy kolegów Przed rokiem sąd skazał pięciu antyterrorystów na rok więzienia bez zawieszenia. Uznał, że działali wspólnie i w porozumieniu. Sąd nie rozstrzygał, jaka była rola poszczególnych policjantów w katowaniu mężczyzny. Gdy sprawa trafiła do sądu drugiej instancji, jeden z antyterrorystów Marcin J. postanowił przerwać zmowę milczenia. Twierdzi, że tylko wyciągnął i obezwładnił Rafałkę, a w katowaniu nie uczestniczył. Nie chce siedzieć w więzieniu za winy kolegów. Policjant powiadomił prokuraturę, że wie, co dokładnie działo się po zatrzymaniu Łukasza Rafałki, kto go bił, kto kopał, kto raził paralizatorem. Wskazał nazwisko kolegów, którzy nie byli objęci aktem oskarżenia. Na dowód, że mówi prawdę, przedstawił nagranie rozmowy z jednym z nich. Nagrany policjant proponuje Marcinowi J. 15 tys. zł za milczenie. Informacje tak ważne, że proces trzeba powtórzyć Sąd drugiej instancji stanął przed dylematem, co zrobić z już skazanymi policjantami, skoro pojawiły się nowe informacje i szansa na poznanie całej prawdy o tamtych wydarzeniach. We wtorek poznański sąd przesłuchał za zamkniętymi drzwiami Marcina J., a potem uchylił wyrok w tej sprawie. Sąd uznał, że informacje przekazane przez antyterrorystę są tak istotne, że proces jego i jego kolegów należy powtórzyć. Dzięki przerwaniu zmowy milczenia sąd będzie mógł w nowym procesie dokładniej odtworzyć przebieg wypadków sprzed ośmiu lat. Poznańska prokuratura od kilku tygodni prowadzi natomiast nowe śledztwo w sprawie pobicia Łukasza Rafałki. Ma ustalić, czy bili go także inni antyterroryści. #80 draq Well-Known Member Tak, urodził się kurde z nimi. Psiarnia zajebana. Powiesić kurewskie psy na latarniach! Kibolnia powinna im urządzić z komisariatu jesień średniowiecza odjebując wraz z pałami i sukami. ps: A z tymi marzeniami i planami, to powinni se darować. Dziś, w epoce skrajnego nihilizmu i tumiwisizmu, mało kto marzy i snuje plany. Twoja ukochana kibolnia dzielnie walczy o akap: Tutaj inna akcja: Też jestem dumny z kiboli. Ostatnia edycja: 29 Październik 2020 Fora Libertarianizm Nierząd Copwatch Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
Część mózgu odpowiedzialna za zachowanie, na przykład spokojne lub agresywne, to tak zwany układ limbiczny. Jest on związany połączeniami nerwowymi z podwzgórzem leżącym na dnie jednej z komór mózgowych. W podwzgórzu mieszczą się ośrodki emocji. Jedne z wytwarzanych tu składników koktajlu nie opuszczają baru „Mózg”, inne są odprowadzane do różnych części ciała. Mózg wydziela wiele substancji decydujących o doskonałym nastroju. Jedne z nich, endorfiny, są nazywane hormonami szczęścia. Trochę na wyrost, bo są krótkimi łańcuchami aminokwasów zachowującymi się jak hormony. Endorfiny wpływają na komórki ciała leżące daleko od miejsca, w którym zostały wydzielone. Komórki nerwowe wytwarzające endorfiny bardzo licznie występują w podwzgórzu. Ich produkcją zawiaduje układ limbiczno-podwzgórzowy. Endorfiny to nasza wewnętrzna morfina - znieczulająca i odprężająca. Jej obecność zmienia skład chemiczny krwi. Na taką zmianę reaguje cały organizm. Serce bije spokojnie, oddychamy głęboko, mięśnie są odprężone. Gdybyśmy byli kotami, mruczelibyśmy z zadowolenia. i Autor: East News Uzależnienie od zadowoleniaKomórki są przygotowane na przyjęcie hormonów szczęścia. Mają „zamki”, do których kluczem są cząsteczki endorfin. Co ciekawe, tym samym wejściem przedostaje się do komórek dostarczona z zewnątrz morfina. Najwięcej furtek dla endorfin znaleziono w mózgu w miejscach uważanych za ośrodki uczuć i przyjemności. Endorfiny wędrując w obrębie mózgu i po całym organizmie, przenoszą sygnały chemiczne zamieniające się na bodźce. Te bodźce odczuwane są przez nas jako przyjemność: stan błogości i zadowolenia. Hormony szczęścia rozpadają się po krótkim czasie: szczęście nie trwa wiecznie. Niestety organizm uzależnia się od nich jak od narkotyków. Cząsteczki chemiczne, za pomocą których komórki układu nerwowego komunikują się między sobą, to neuroprzekaźniki. Neuroprzekaźnikiem przekazującym „przyjemne” impulsy w obrębie mózgu jest hormon serotonina. Zależy od niego utrzymanie dobrego nastroju i wysokiej samooceny. Przy dużym poziomie serotoniny jesteśmy zadowoleni i wierzymy w siebie. Przy małym, stajemy się smutni, drażliwi i skłonni do agresji. Niski poziom serotoniny odkryto między innymi u podpalaczy, samobójców i dzieci maltretujących zwierzęta. Na podstawie pomiarów stężenia serotoniny we krwi przewidziano eksperymentalnie, który z bandytów po odbyciu kary ponownie popełni przestępstwo! Serotonina działa relaksująco i usypia. Dowiedziono, że przestępca zrelaksowany nie jest groźny (zwłaszcza kiedy śpi). Do odczuwania przyjemności przyczynia się także inny neuroprzekaźnik, dopamina. Jest wytwarzana i uwalniana przez neurony w mózgu i rdzeniu kręgowym. Kiedy jesteśmy zachwyceni muzyką, oczarowani czyimś wdziękiem, czy kiedy wzruszenie ściska nas za gardło, w mózgu gwałtownie wzrasta właśnie poziom dopaminy. Ten składnik ma działanie lekko piorunujące, a jego nadmiar burzy spokój. Okazuje się, że pełnia szczęścia wymaga właściwych proporcji odpowiednich hormonów. Endorfiny, dopamina i serotonina to tylko niektóre składniki eliksiru zadowolenia. Nie wszystkie odkryto, ale jesteśmy na dobrej drodze do poznania całego składu chemicznego błogostanu.
Małpy są przede wszystkim dzikimi zwierzętami. Owszem, często trafiają do domów opieki, do ogrodów zoologicznych, szpitali dla zwierząt. Ale nie powinniśmy ich traktować jako potencjalnych maskotek, nie tylko ze względu na ich dobro, ale również ze względów bezpieczeństwa dla ludzi, którzy biorą je pod swój adopcji małp stał się ponownie głośny dzięki kapucynce Mally, którą piosenkarz Justin Bieber zabrał ze sobą w trasę koncertową po Europie. Małpka została skonfiskowana w Niemczech, gdyż piosenkarz nie posiadał odpowiednich dokumentów. Małpka przebywa obecnie w kwarantannie, w schronisku dla zwierząt w argumenty przemawiają przeciw trzymaniu małp w charakterze zwierząt domowych?Wszystkie przedstawiciele naczelnych są zwierzętami społecznymi i do prawidłowego rozwoju potrzebują towarzystwa osobników swojego gatunkuMłode często są bardzo wcześnie zabierane od swych mam i sprzedawane, zanim wyuczą się typowych zachowań dla swojego gatunku. Wszelkie zachowania biorą od swych ludzkich opiekunówGoryle, orangutany, pawiany czy szympansy posiadają ogromną siłę – mogą bez trudu wyrwać kończynę człowieka, czy zedrzeć skórę z twarzy. Inne gatunki, nawet małe kapucynki również potrafią być agresywne, zwłaszcza w okresie osiągnięcia dojrzałości płciowej – mogą zdemolować mieszkanie, obrzucić właścicieli różnymi przedmiotami, gryźć wszystko i wszystkich, atakować inne zwierzęta domowe. W takim przypadku właściciele często zamykają swoje „pupile” w klatkach, zlecają weterynarzowi wycięcie zębów, albo po prostu pozbywają się „męczącego problemu”Właściciele „egzotycznych pupili” bardzo rzadko zapewniają im właściwą dietęMałpy są nosicielami wielu chorób niebezpiecznych dla ludzi. Wirus herpes B przenoszony przez makaki może spowodować śmierć u ludzi. Wirus HIV, pochodzi od zmutowanego wirusa SIV, roznoszonego przez szympansy i mangaby szare. Małpy mogą również chorować na wściekliznę.
nie dla bandytów maltretujących zwierzęta